W książeczce zdrowia dziecka, którą otrzymaliśmy w szpitalu przy wypisie po porodzie, nie wiedzieć czemu - nie ma strony na bilans trzylatka... Dla dwulatka i czterolatka jest, więc dlaczego akurat ten etap rozwoju pominięto? Chyba nigdy tego nie zrozumiem, tym bardziej gdy patrzę na mojego syna, który lada dzień będzie świętował swoje trzecie urodzinki, gdy widzę jak rozwinął się od ostatnich urodzin to wyobrażam sobie jak bardzo rozwinie się do kolejnych...
Początkowo planowałam, że pójdę do przychodni czy tego chcą w służbie zdrowia czy nie, czy mam taką tabelkę w książeczce czy nie i poproszę o "przegląd" mojego dziecka... W sumie to ciągle się waham, więc jeszcze może wpadniemy do przychodni, najwyżej powiem że zagapiłam się i byłam pewna że bilanse trzylatków również istnieją, dlatego jesteśmy ;) Zobaczymy na ile czas nam pozwoli, ale jednak oko lekarza jest bardziej obiektywne niż oko matki, więc czemu nie? ;)
Ale przejdźmy do naszego domowego bilansu. Otóż, mój syn - już prawie trzylatek:
- mierzy 104 cm wzrostu
Matko jedyna, toż to rozmiar według metek ubraniowych na 4-5 latków! Zawsze był wyższy od rówieśników i chyba tak mu zostanie. Urodzony miał 68 cm, więc przez trzy lata urósł 36 cm. Pięknie! 36 miesięcy życia i 36 centymetrów! To piękna, idealna wręcz linia na siatkach centylowych wysoko ponad wszelkimi skalami!
- waży 16,2 kg
Tutaj już nie jest tak pięknie, bo mój niejadek miał już kilka razy wahania wagi... Nawet ostatnio spadł z 16,5 na te 16,2 które ma obecnie... Duży chłopak, tzn wysoki, ale otyłości nigdy nie zaznał... Linia na siatce centylowej jest powiedzmy w normie, ale norma dotyczy dzieci o przeciętnym wzroście. W sytuacji gdy wzrost jest ponad normę to i dla wagi powinno się normę podnieść... Niestety, z wagą niejadka bywa różnie. Urodzony miał 4,200, więc przez trzy lata wagę pomnożył prawie cztery razy. To również bardzo dobry wynik!
- mała motoryka bardzo dobrze rozwinięta
Puzzle, klocki, ciastolina, kamyczki, piasek, kredki, nożyczki, a nawet kostka rubika ;) nie sprawiają mu najmniejszych trudności w podnoszeniu i manipulowaniu dłońmi. I to nieskromnie mówiąc jest jego mocną stroną, ponieważ w grupie dzieci wyróżnia się małą motoryką. Aj! Dumna jestem!
- duża motoryka taka sobie
Obiektywizm w stosunku do własnego dziecka nie jest moją mocną stroną, ale... Ponieważ nikt nie jest idealny, to i mój syn ma jakieś rzeczy do dopracowania, i myślę jest to duża motoryka... Dzieci na placu zabaw czy w bawialniach, często lepiej radzą sobie z dużymi bryłami, ściankami, schodkami itp. Nie wiem czy są lepiej rozwinięte czy po prostu znają dany plac zabaw lepiej i w związku z tym lepiej się po nim poruszają... W każdym razie np. mój syn wchodzi po schodach (klatce schodowej) samodzielnie, natomiast schodzi jeszcze z przytrzymaniem poręczy...
- interesuje się...
Jak to w tym wieku przystało zmienia upodobania i ostatnio od Świnki Peppy przeszliśmy do Strażaka Sama ;) Po drodze przerobiliśmy dinozaury, zwierzęta gospodarskie, te w zoo i te na safari, przerobiliśmy traktory i samochody budowlane, narzędzia, instrumenty muzyczne, choć w sumie te rzeczy cały czas są w użytku, i dobrze ;)
- mówi...
Mówi zdaniami, zna imiona bohaterów bajek i członków rodziny, choć np. imię Grażyna nie przejdzie mu przez gardło ;) Sporo powtarza po nas i po kimś, codziennie wypowiada nowe słowa czy zwroty. Śpiewa "mini" piosenki. Pięknie odmienia, np. mój, moja, moje, albo czyj, czyja, czyje. Dla nas jego mowa to codzienna dawka uśmiechu bo słowotwory które mu czasami wyjdą rozkładają nas na łopatki ;) Ale uczymy się dalej. Nigdy nie mówiliśmy i nie mówimy do dziecka zdrobniale, w stulu: "synuńku mamusia psiniosła tutaj ślićniusieńkiego misiaćka", nie zamieniamy też spania na "paciu paciu", auta na "brumu brumu", jedzenia na "amciu amciu"... Długo mogłabym wymieniać tutaj rzeczy które słyszę u innych mam. My tego nie używamy i serio to procentuje. Bo dziecko rozumie wszystkich a nie tylko "pieszczącą" się mamusię i kiedy zaczyna mówić to od razy poprawnym słowem. Ma jakieś tam swoje słówka, które wymyślił sam jako zamienniki oryginałów, ale my używamy poprawnej formy, więc znaczenia zna dwa. Tak naszym zdaniem jest lepiej. Dodam, w razie gdyby ktoś chciał mnie zbesztać, ;) że mąż mój jest m.in logopedą z wykształcenia ;)
- umie sam...
Ubrać buty zapinane na rzepy, i sandały i adidasy. Umie sam umyć ręce, buzię, zęby na tyle że nie muszę podawać mu pasty czy mydła, sam wszystko odkręci, użyje, umyje, poodkłada i na koniec wytrze się w ręcznik. Umie np. posmarować chlebek masłem, i w sumie jeść nożem i widelcem, póki co sam nie kroi zbyt dobrze, ale przytrzymuje sobie nożem jedzenie więc jest ok. O wchodzeniu po schodach już pisałam, sam wsiada do fotelika samochodowego, który mamy umieszczony na środkowym miejscu tylnej kanapy w dość wysokim samochodzie. Pasy zapinam mu oczywiście ja. Umie liczyć do pięciu z pokazywaniem na paluszkach, zna kształty i większość podstawowych kolorów plus kilka liter. Mój syn sam zasypia, sam ubiera majtki czy spodnie, góra jeszcze nie idzie tak kolorowo. Sam zasuwa zamek w bluzie czy kurtce, sam włącza bajki na YouTubie ;) Wiem, bajki to zło, ale czasem można ;) Sam się wita, zn pierwszy podaje rękę, albo jeśli to ktoś bliski to pierwszy leci przytulić. Sam się pięknie bawi, sam jeździ na trójkołowym rowerku, uwielbia kopać i rzucać piłkę. Generalnie myślę że to sporo jak na takiego małego człowieka a pewnie i tak wiele rzeczy na tą chwilę wyleciało mi z głowy.
Istotny jest chyba fakt że mój Miś nie chodzi do żłobka ani przedszkola. Cała jego edukacja, wychowanie, przystosowanie do życia to praca moja i męża. Dziecięcie zacznie być przedszkolakiem dopiero teraz, od września (taki jest plan), więc myślę że raz dwa wyrówna się z rówieśnikami. A tak do tej pory był tylko z nami w domu. Mimo, iż oboje pracujemy to dajemy sobie radę bez większej pomocy babć. Choć nie ukrywam ;) że gdy idę na fitness, zumbę czy siłownie to mały zostaje właśnie z babcią. Ale ta godzina czasu wieczorami jest im obojgu potrzebna ;) Więc myślę sobie, że oni mają radochę ze wspólnego przebywania, a ja mam trochę sportu i czasu tylko dla mnie.
Wracając do bilansu. warto zmierzyć stopę, głowę, odrysować na pamiątkę dłoń, albo umazać w farbkach stopy i dłonie i odcisnąć na kartkach. My robimy tak co roku. Bilans to czas urodzin dziecka ale też czas czas na podsumowania, wspomnienia i plany.
Kiedy mój miał dwa latka to naszym małym sukcesem dla nas był nocnik, bo dwulatek całkowicie odpieluchowany to skarb ;) Poza tym brak smoczka, butelek i wszystkiego co jest tak bardzo niemowlęce. Teraz, przy trzecich urodzinkach nie mamy takiego jednego czegoś, mamy całe setki sukcesów naszego dziecka z których jesteśmy bardzo bardzo dumni.
A jak się mają Wasze trzylatki?
Matko, jak ten czas leci...
Ale duży był przy urodzeniu. Duży chłopak Wam rośnie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda ;)
UsuńCiekawy pomysł na domowy bilans!
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńMon Dieu, syn Ci rośnie jak na drożdżach! :) Mały Mysz też je chyba skrycie podjada, bo już ma niemal 8 lat! 8!!!
OdpowiedzUsuńMatko, jak ten czas leci!
Usuń