Mechaniczny pilnik marki Scholl... Od jakiegoś czasu miałam na niego chrapkę ale cena (prawie 170 zł) mnie lekko przytłoczyła i zastanawiałam się długoooo... Czytałam o nim, oglądałam, i chciałam go jeszcze bardziej. Aż pewnego razu, gdy po moich imieninach wyszli ostatni goście zajrzałam do prezentów a tam m.in koperty ;) Nie bardzo lubię dostawać w prezencie pieniądze bo uważam że obdarowujący idzie w ten sposób na łatwiznę, wolę dostać cokolwiek co wybrał ktoś specjalnie dla mnie... Ale ten jeden jedyny raz byłam zadowolona ;)
Kolejnego dnia, przy okazji innych zakupów spożytkowałam imieninowe prezenty z kopert ;) I tak oto stałam się posiadaczką wcześniej upatrzonego mechanicznego pilnika...
Kupiłam go, przyniosłam do domu, pokazałam mężowi, zrobiłam mu zdjęcie i odłożyłam go na półkę, tak się cieszyłam że go mam (i że był taki drogi!) że położyłam go na półce. Tam musiał odczekać do następnego dnia, aż dojrzałam do rozpakowania go i użycia(!) Miałam wiele wątpliwości, czy spełni moje oczekiwania, czy dostatecznie zedrze mi stópki, czy jest wart swojej ceny, czy nie będę żałować i czy już nie będę musiała chodzić do kosmetyczki... Bałam się okropnie, tym bardziej że na FB komentarzy pojawiały się różne, kilka osób zachwalało produkt, jeszcze kilka uświadomiło mi że przepłaciłam (bo na allegro jest podobno taniej), a inni byli ciekawi co z tego będzie - tak jak ja.
Przyjrzyjmy się więc produktowi, bo na opakowaniu obiecują wiele ;)
Żeby go odpakować z wszechobecnych plastików i zabezpieczeń trzeba było nie lada sprytu, potem zostało pełno plastikowych i tekturowych elementów, ale dałam sobie radę ;)
Produkt odpakowany wygląda tak:
A elementy o których mówię to m.in takie cudaczki:
To czerwone coś zabezpieczało baterie, które już były w środku. O tutaj:
Poza stertą fragmentów opakowania i samym pilnikiem było tam coś jeszcze ;) A mianowicie nakładka zabezpieczając na końcówkę z pilnikiem. I to bardzo cieszy, bo powiem wam że za taką cenę spodziewałam się choć namiastki etui, żeby móc zachować i przechowywać urządzenie w czystości. No i taką namiastką właśnie jest ta nakładka zapinana na "klik".
Jeden ruch i głowica maszynki wprawiona została w ruch. Nie za głośny warkot maszynki, obracająca się "głowica" i do dzieła. Ja nie wprawiona jeszcze w bojach takim sprzętem zaczęłam piłować. I szybko okazało się że nic w tym trudnego, samo szło w zasadzie. Co prawda moje piętki potrzebowały duuuużo piłowania, ale takim sprzętem gdzie nie trzeba dociskać, szarpać i generalnie mordować się mogłabym piłować godzinami ;) Na szczęście nie było takiej potrzeby bo całe piłowanie obu piętek i stopek zajęło mi kilkanaście minut. Zdecydowanie mniej niż zajmuje to u kosmetyczki. Lekko się przesuwało, nic siły nie trzeba, w zasadzie powiedziałabym że to taki lekki i przyjemny masaż piętek. Potem raz dwa zrobiłam paznokcie i włala! Gotowe.
Naprawdę, jak sobie teraz pomyślę że tyle wokół tego chodziłam i tak się tremowałam to śmiać mi się chce.
Łatwo, szybko i przyjemnie, a do tego bardzo dokładnie, delikatnie, bez szarpania i bez użycia absolutnie żadnej siły. Efekt rewelacyjny (wybaczcie ale nie będę raczyła was widokiem moich pięt) ;) Stopy gładkie, mimo iż zmagam się z pękającymi piętami to mechaniczny pilnik usunął płytsze pęknięcia i nie ma po nich śladu. Poza tym ten zabieg stanowił świetna bazę pod krem do stóp własnie na pękające pięty. Krem zapewne lepiej się wchłonął w cieńszą skórę. Podsumowując polecam, bardzo polecam, jestem zachwycona, zakochana i bardzo pod wrażeniem. Absolutnie nie żałuję zakupu. zdecydowanie warto!
Pilnik w swoim "ubranku"
Pilnik mechaniczny podczas pracy, tzn gdy rolka się obracała.
Jeszcze słowo o cenie, ponieważ mam usprawiedliwienie, takie bardzo zdroworozsądkowe ;) Otóż ja dotychczas często (nie zawsze ale często) chodziłam do kosmetyczki - jak ja to nazywałam - na stópki. I nie tylko, ale pakiet stópek opiewał na wypiłowanie piętek i generalnie całych stópek takim elektrycznym dużym czymś z mniejszymi końcówkami, oraz zrobienie paznokcie, od początku do końca, czyli zmycie lakieru, obcięcie, wypiłowanie, od-skórkowanie, pomalowanie, całość oczywiście poprzedzona namoczeniem stópek i gdzieś tam w trakcie wymasowanie ich peelingiem. Na koniec krem na stópki i gotowe. Zawsze trwało to dwie godziny z haczykiem i kosztowało ok 80 zł, a teraz kupiłam sobie to cudeńko które robi całą tą najgorszą robotę, więc pomalować i wymasować mogę sobie sama, tym bardziej że malować uwielbiam i gdybym miała czas malowałabym paznokcie codziennie. Tak więc pilnik mechaniczny to tyle co półtora zabiegu u kosmetyczki, plus jeszcze trochę mojej pracy własnej. Myślę że tragedii nie ma, Używałam go raz i już prawie się zwrócił, tym bardziej że pilnik mnie zachwycił i z pewnością będę go używała regularnie ;)
Jeszcze jeden ostatni rzut oka na to cudeńko :)
I co? Kupilibyście? A może już macie?
Ile on kosztuje ? :)
OdpowiedzUsuńJakoś 169zł, albo coś koło tego, ale można go znaleźć w promocji wtedy kosztuje około 140 :)
UsuńW Rossmannie często można znaleźć promocję na ten produkt :)
Usuńfajny gadżet :)
OdpowiedzUsuńdobrze, że nie kupiłaś na allegro, bo sprzedają tam chińskie podróbki, które u skośnookich przyjaciół kosztują 20 zł. Mnie ten scholl nie przekonuje, ponieważ z tego co mówią moje klientki, słabo się sprawdza na bardzo twardej skórze. A poza tym baterie :/
OdpowiedzUsuń