Każda kobieta, w tym także ja, ma czasem ochotę na odrobinę relaksu, a że nie zawsze można sobie pozwolić na wypad do Spa, to we własnym domowym zaciszu, (a dokładniej w łazience) można sobie namiastkę takiego spa urządzić... Ja robię to w miarę regularnie, przynajmniej staram się :)
I tak urządziłam sobie domowe mini spa, wykorzystując saszetki z kosmetykami których mi się ostatnio kilka nazbierało, a które uwielbiam, bo są świetnym sposobem na sprawdzenie kosmetyku, na zapoznanie się z nim, sprawdzenie efektów i ewentualnie na stwierdzenie czy chcemy mieć całe opakowanie czy tez nie...
Moja pielęgnacja objęła:
włosy - trzy etapową kuracją,
twarz - maseczką liftingującą,
brzuch, uda i posladki - maską z borowiną
oraz dłonie - dwufazową kuracją dla dłoni
Zacznijmy od góry :) W którymś ShinyBoxie dostałam CHENICE KeraBond, system 3-fazowej rekonstrukcji włosa, w pakiecie 3 saszetki po 10 ml każda. Pakiet na jednorazową regeneracje, aczkolwiek producent zaleca regularne stosowanie, ale to chyba jest oczywiste. W zestawie były dokłądnie: szampon otwierający łuskę włosa, olejek multiwitaminowy i maseczka odbudowująca idealna do włosów zniszczonych zabiegami takimi jak rozjaśnianie, prostowanie czy trwała. Saszetki w plastikowym opakowaniu wraz z instrukcja obsługi :)
Produkty te, a w zasadzie saszetki po nich wyglądają tak:
Przyznam szczerze że kuracja dość pracochłonna, bo najpierw należy umyć włosy szamponem, potem nanieść rekonstruktor, wmasować i pozostawić na 8-10 minut. Spłukać ciepłą wodą i na wilgotne włosy nanieść maskę, pozostawić na 5-10 minut i spłukać. Nic nie napisali żeby myć włosy po tym wszystkim własnym szamponem, więc ja obficie spłukałam i tak zostawiłam :) Podsumowując roboty miałam z tym około pół godziny, plus później jeszcze suszenie włosów, ale warto było :) włosy miałam mięciutkie jak z salonu fryzjerskiego, jedwabiste, delikatne, nie plączące się. Idealnie się rozczesały, pięknie pachniały i błyszczały aż do kolejnego mycia :) Polecam taką kurację, trochę pracy, ale taniej niż w salonie, bo w internecie taki pakiecik kosztuje ok 15zł + przesyłka, więc tragedii nie ma :)
Kolej na twarz, tutaj w ruch poszła saszetka z Marion. Maseczka błyskawicznie liftingująca z kwasem hialuronowym, wyciągiem z wiśni i mentolem, do każdego rodzaju cery.
Na oczyszczoną buzie nałożyłam to cudo, odczekałam zgodnie z instrukcją 10-15 minut i zmyłam. I chyba źle zrobiłam bo napisano na opakowaniu żeby nadmiar zdjąć wacikiem... Ale ja zmyłam i trudno :) Efekt tez był, buzia się napięła, bez uczucia ściągnięcia, po prostu była jędrniejsza niż zwykle, miałam nawet wrażenie że leciutko napuchła. Szału nie było, ale saszetkę zużyłam, jakiś efekt był, i już więcej nie muszę jej używać :)
Jeszcze antycellulitowa maska z borowiną, nawilżająco ujędrniająca od Marion...
Zrobiłam jak napisano. Nałożyłam 3 mm warstwę na brzuch pośladki i uda, ale jednak najbardziej na brzuch, zawinęłam posmarowane miejsca folia spożywczą i całość okryłam ręcznikiem... Posmarowane miejsca były ewidentnie cieplutkie i przyjemne, to jest maska z tych nagrzewających się, aczkolwiek słowa o tym nie ma na opakowaniu... Dalej jest napisane, żeby tak pozawijanym, odczekać 30 minut i zmyć ciepłą wodą... jednak ja wskoczyłam pod prysznic dosłownie "jak poparzona" bo to cholerstwo zaczęło być bardzo gorące i zaczęło potwornie swędzieć! Wskoczyłam pod prysznic, zmywałam to chyba pół godziny! Miałam wrażenie że to trwa wieczność i że skóra z tego poparzenia zaraz mi zejdzie. Była cała czerwona, a miejca gdzie podrapałam sie przez ręcznik i filię zanim wskoczyłam pod prysznic były krwistoczerwone! Myslałam że poparzyłam się na dobre, i od razu w głowie miałam historie dziewczyn które wróciły z poparzona twarzą od kosmetyczki... ehhh. Na szczęście zmywałam to tak długo aż uczucie ognia zniknęło...
Chwile grozy pod prysznicem próbowały zepsuć mi moje domowe spa, ale nic z tego, uspokoiłam się i kontynuowałam bo jeszcze zostały mi do zrobienia dłonie... Generalnie tej kuracji na uda brzuch i pośladki NIE POLECAM NIKOMU! A szkoda, bo to pierwszy kosmetyk Marion jaki "dał ciała"...
Dłonie zimą mam w fatalnym stanie, więc wypadałoby raz na jakiś czas zrobić dla nich coś więcej niż krem do rąk... i tak trafiłam w Netto na parafinową kuracje dla dłoni Marion i raz dwa znalazła się w moim koszyku :) Jak znalazł na zakończenie domowego mini spa :)
Też Marion, a jednak zupełnie inny, bardzo przyjemny... Parafinowa kuracja w komplecie z jednorazowymi rękawiczkami, dwuetapowa: regenerujący peeling i pielęgnacyjna maska parafinowa, do użycia po kolei. Najpierw peeling, wmasować, spłukać wodą i nie osuszać! Na mokre jeszcze dłonie maskę parafinową, nałożyć rękawiczki, odczekać 10 minut, zdjąć rękawiczki, dłonie osuszyć ręcznikiem i nie spłukiwać. Tak zrobiłam i jestem zachwycona! dłonie jak nowe! Nie wiedziałam że parafina działa tak cudownie na dłonie. 15 minut i dłonie mięciutkie,zapomniały o przesuszeniach i popękaniach. Skórki przy paznokciach tez piękne, dłonie nawilżone, delikatne.
Takim oto (na szczęście!) pozytywnym akcentem zakończyłam moje domowe wieczorne mini spa i poszłam spać :) Zachwycona kuracją do włosów i maską na dłonie i zdegustowana antycellulitową kuracją... ehhh, dobrze że było więcej plusów niż minusów tego mojego spa... Mimo wszystko takie domowe Spa polecam każdemu, nawet gdy nie mamy na to czasu, ja zaczęłam moje spa koło 23 a spać poszłam koło 1 w nocy... Można? można :D
Zdarzyło Wam się kiedyś trafić na taki bubel? Mam nadzieję że nie, u mnie to było pierwszy i mam nadzieję ostatni raz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skoro już tu jesteś to zostaw po sobie ślad, będzie mi bardzo miło że podzielisz się ze mną swoim zdaniem ;) A jeśli nie chcesz nic pisac to zaobserwuj blog, będziesz na bieżąco z moją pisaniną :) Dziękuję i pozdrawiam!