Oto moje odkrycie
ostatnich tygodni. Poczytałam trochę o glince, o jej rodzajach, zdecydowałam
się, wybrałam odpowiednią dla mojej cery (tak mi się przynajmniej wydaje, bo
jak już kiedyś wspominałam - moja cera jest co najmniej dziwna) zamówiłam
i mam! I nie żałuję! Ta glinka działa cuda już od pierwszego użycia, a ja
używałam ją już dobre kilka razy...
Jeśli chodzi o
opakowanie to jest jakby to powiedzieć... Nietypowe. Jest to po prostu wielka
saszetka, z grubej srebrnej folii, po otwarciu zabezpieczona jeszcze strunowym
zapięciem... Ja rozumiem, że ciężko zapakować kosmetyk w postaci proszku, ale
mógł to być równie dobrze plastikowy czy szklany słoiczek... Chyba lepiej by mi
się to wtedy przechowywało w toaletce. No, ale nic, opakowanie jest, jakie jest
i nie jest to jakieś wielki minus.
Z etykiety dowiemy się m.in. o tym, że jest to Glinka zielona, marki
Biocostemics, do cery tłustej łojotokowej, trądzikowej i mieszanej. W treści
trochę o jej historii, działaniu i stosowaniu, np. o tym, że może być stosowana zarówno
do twarzy i dekoltu jak i do ciała. Nie będę tutaj przepisywać etykietki,
bo wystarczy kliknąć na zdjęcie z etykietą i powiększy się ono na, tyle że
będzie można łatwo przeczytać, co tam producent ma nam do powiedzenia.
Kilka słów o przygotowaniu. Glinka ma postacie proszku. W mojej paczce był to taki nawet troszeczkę zbrylony proszek, tzn. miał małe grudki, ale absolutnie nie przeszkadza to w użyciu. Producent zaleca, aby do suchej glinki, (czyli do tego proszku) dodać taką ilość wody lub naparu z ziół alby uzyskać konsystencję gęstej śmietany. Ja pierwszy raz dałam czubatą łyżeczkę proszku i do tego łyżeczkę wody mineralnej, ale wyszło mi zbyt płynne, i w efekcie dosypałam jeszcze jedna czubatą łyżeczkę glinki zanim uzyskałam pożądany efekt. Także moja recepta na strukturę śmietany to dwie czubate łyżeczki proszku i łyżeczka wody. Jak zobaczycie na zdjęciach poniżej, ja swoją glinkę przygotowywałam w maleńkiej porcelanowej miseczce i pomocny mi był przy tym pędzel, którego używam w kuchni na do lukrowania ciasteczek :) tutaj tez sprawdził się idealnie :) Taka ilość glinki wystarczyła mi do nałożenia grubej warstwy na całą twarz, oczywiście omijając oczy i usta, i na całą szyję. Także glinka wydaje się być wydajna. Jeszcze nie skończyłam opakowania, więc nie wiem na ile razy wystarcza taka paczuszka. Tak przygotowana maseczkę nakładałam pędzlem, łatwo się nakłada, uczucie zimna po chwili mija (maska jest dość zimna, tzn. w temperaturze pokojowej tak jak woda, która dodałam, ale mimo to na twarzy daje uczucie chłodu) ładnie się rozsmarowuje i nie spływa, nie jest ani trochę tłusta i ładnie się przykleja do oczyszczonej wcześniej twarzy. Glinkę trzymamy tak długo aż zacznie nam zasychać, bo nie można dopuścić żeby wyschła. Ja nakładam dość gruba warstwę i zanim zacznie wysychać mija jakieś 10 do 15 minut. Po tym czasie namaczamy i zmywamy glinkę. Nie ma, co tracić wacików do zmywania, bo trochę by ich poszło. Lepiej spłukać większość glinki bieżącą wodą a tylko wykończyć wacikiem resztki glinki przy włosach czy np. przy skrzydełkach nosa. Ja pierwszym razem próbowałam wszystko zmyć wacikami i nie polecam, strata czasu i wacików:)
Zmywamy i cieszymy się piękną, gładką i napiętą cerą :) Efekt jest natychmiastowy, buzia jest sucha, zer tłuszczu, oczyszczona, gładka i naciągnięta :) Jak dla mnie rewelacja. A najlepsze jest to, że efekt utrzymuje się kilka dni!
Wiadomo, teraz jest zimno, buzia pracuje i grzeje się, gdy przychodzimy z dworu do ciepłego pomieszczenia i produkcja różnych niechcianych rzeczy na naszej twarzy prędzej czy później wróci do normy, ale watro zrobić taka maskę raz czy dwa razy w tygodniu i nie martwić się ogromnym w moim przypadku błyszczeniem, trądzikiem i tego typu historiami.
Glinka zielona ma same plusy, poza efektami które naprawdę zachwycają jest to kosmetyk naturalny, ekologiczny, bez zbędnej chemii która zapewne byłaby dołożona gdyby była to gotowa do użycia maska. Więc wersja "zrób ją sama" jest tutaj jak najbardziej zaletą :) U mnie glinka wpada do kategorii słoików pełnych magii, tyle że to nie słiok a foliowy worek :) ale też się liczy :D
Stosowałyście już tego typu maseczki? To moja pierwsza "czysta" glinka i jestem baaardzo zadowolona :)
Gdyby ktoś pytał to glinkę kupiłam na ekobieca.pl za uwaga: 9,99(!!!)
Jeśli spodobał Wam się ten post lub cały blog i chcecie być na bieżąco, to zapraszam do obserwowania bloga oraz do polubienia na Facebooku o tutaj <--- klik :) . Dopiero zbieram grono czytelników i zależy mi na każdym jednym odbiorcy mojej pisaniny :) Miłego dnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skoro już tu jesteś to zostaw po sobie ślad, będzie mi bardzo miło że podzielisz się ze mną swoim zdaniem ;) A jeśli nie chcesz nic pisac to zaobserwuj blog, będziesz na bieżąco z moją pisaniną :) Dziękuję i pozdrawiam!